Tarta czekoladowo-kajmakowa. Deser elegancki

| środa, 26 kwietnia 2017
tarta czekoladowo-kajmakowa

Postanowiłam opisać perypetie mojej znajomej w kwestii wyboru i ewentualnego zakupu sukni ślubnej. Dziewczyna jest drobniutka, na oko jakieś 155 cm wzrostu. Przy tym spokojna, opanowana, typ „siła spokoju”, tudzież „filozofka”. I mimo nikczemnej postury nie jakaś tam drżąca kobietka, ale pewna swego zdania i swoich decyzji dojrzała osoba.

Taka właśnie osoba za jakiś czas zmienia stan cywilny i w związku z tym musi zakręcić się za jakimś eleganckim odzieniem na dzień zaślubin. Wszystkie te suknie z salonów w ogóle jej się nie podobają – nie są kompletnie w jej stylu, poza tym dziwi ją wszechobecny dyktat gorsetu w modzie ślubnej, tak jakbyśmy nie miały całego XX wieku, który z gorsetu nas uwolnił. Wykoncypowała sobie, że po pierwsze chce mieć spódnicę z bluzką. Po drugie – skoro jedyne długie spódnice, w których w lecie chadza zaczynają się na biodrach, to taką właśnie chce założyć do ślubu. Mimo tego że taki krój ewidentnie skraca nogi niskim osobom. Dziewczyna chce być ubrana, a nie przebrana i czuć się komfortowo. Czy to tak wiele? Sprawa wydaje się banalna – niech sobie robi co chce.

Wszystko wydawało się proste dopóki nie postanowiła wybrać się z koleżanką na ulicę Długą, która jest krakowskim zagłębiem mody ślubnej. Chciała się rozeznać, a może nóż widelec znajdzie coś dla siebie. W pierwszym salonie, gdy spytała o spódnicę lub suknię z niskim stanem, ekspedientka nie mogła ukryć grymasu i zaczęło się przekonywanie:
– Suknia z niskim stanem? Dla takiej niskiej osoby? Ale to wykluczone! Nie może Pani tak iść do ślubu. Zaraz dam Pani przymierzyć taką wspaniałą suknię, która wydłuży Pani nogi, zamiast skracać!
Koleżanka stanowczo odmawiała, obserwując bez cienia zaciekawienia naręcza gorsetowych sukien, wszystkich do siebie podobnych, ale zupełnie nieatrakcyjnych. W jednym z salonów nagabywanie przybrało groteskowe formy. Zobaczyła bowiem suknię, która od biedy mogłaby spełnić jej oczekiwania i postanowiła ją przymierzyć. Weszła, spytała, śpiewka ta sama:
– Ależ absolutnie! Pani NIE MOŻE w czymś takim do ślubu! Taka niska osoba powinna mieć suknię, która wydłuża nogi. Pani ma krótkie nogi.
Lekko już zirytowana, ale wciąż grzeczna powiedziała spokojnie:
– Proszę Pani. Ja mam krótkie nogi już od dwudziestu siedmiu lat i naprawdę się do nich przyzwyczaiłam i pogodziłam z myślą że inne nie będą. Interesuje mnie przymierzenie właśnie tej sukni.
Cmokając z niezadowolenia, ekspedientka podała jej suknię i zaprowadziła do przymierzalni.
Przymierzalnia okazała się sporym pokojem, który zasiedlało już kilka przyszłych panien młodych wraz z przyzwoitkami. Ubrane, wpół ubrane, prawie rozebrane – wszystkie kłębiły się przed lustrami i komentowały się wzajemnie. Możecie się domyślić, że dla kobiety ceniącej sobie prywatność była to sytuacja średnio komfortowa, ale postanowiła dzielnie stawić jej czoła. Z pomocą koleżanki przymierzyła suknię. Nagle z jakichś ukrytych bocznych drzwi wyleciała jak z procy główna krawcowa salonu, z krzykiem na ustach:
– Dziecko, nie możesz iść do ślubu w takiej sukni! Absolutnie! Z takim wzrostem i krótkimi nogami będziesz wyglądać fatalnie! Jestem tu główną krawcową od trzydziestu lat i jeszcze nie miałam takiego przypadku.
Koleżanka się upiera, suknię przymierza i zaczyna zdejmować. Nagle – szast prast! Gdy zdjęła suknię przez głowę i przez chwilę stała bezbronna, nagle ekspedientka narzuciła jej na głowę jakąś inną suknię.
– Przepraszam, ale co Pani robi?
– Eeee, tutaj mam taką piękną suknię z gorsetem, Pani rozmiar. Niech Pani chociaż przymierzy i porówna. Zobaczy Pani różnicę!
Znowu zjawiła się główna krawcowa, najwyraźniej inspiratorka tej akcji:
– No! Teraz to masz dziecko nogi! Zobacz w lustro!
– Może i mam nogi, ale wygląda, jakby wychodziły one spod biustu. Wyglądam jakbym nie miała tułowia, tylko nogi prosto z szyi.

Na to dictum główna krawcowa skapitulowała i sprawiała wrażenie człowieka, który został właśnie śmiertelnie obrażony.
Powiedzcie sami – czyż nasze społeczeństwo nie jest opresyjne?

Będzie wesele – będą ciasta. Poniżej podam Wam przepis na pyszną i elegancko wyglądającą tartę czekoladowo – kajmakową, która jest ze wszech miar godna zasiedlać weselny stół i zasładzać wyfiokowanych gości.

Tarta czekoladowo-kajmakowa

czas przygotowania: 1 godzina plus 12 godzin na chłodzenie spodu w lodówce

Składniki na ciasto:

  • 400 g mąki, najlepiej przesianej przez sitko
  • 250 g zimnego masła, pokrojonego w kostkę
  • 80 g cukru pudru
  • 2 żółtka
  • łyżka zimnego mleka
  • 20 g kakao
  • szczypta soli

kakaowy kruchy spód

Składniki umieszczamy w misce i wyrabiamy szybko – ręcznie albo w robocie kuchennym. Gdy składniki się połączą, formujemy z ciasta kulę i wkładamy ją między dwa spore kawałki papieru do pieczenia. Wałkujemy koło większe niż foremka (ja używam foremki o średnicy 28 cm z wyjmowanym dnem), zdejmujemy jeden arkusz papieru i wykładamy ostrożnie ciasto na blaszkę, dociskając by wypełniło szczelnie foremkę. Wystające ponad foremkę brzegi ścinamy równo nożem. Nakłuwamy ciasto w foremce widelcem , przykrywamy folią aluminiową lub wkładamy do foliowej torebki i wkładamy do lodówki, najlepiej na całą noc. Ciasto kruche jest dość kapryśne i jeśli będzie za krótko chłodzone, po prostu jego boki opadną podczas pieczenia. Ten etap robienia ciasta możemy wykonać dzień wcześniej.

Nagrzewamy piekarnik do 170 stopni z termoobiegiem, po czym wkładamy tartę i pieczemy około 15-18 minut. Są dwie szkoły. Albo najpierw wykładamy na ciasto papier i wysypujemy na niego fasolę albo groch, żeby je odciążyły i nie wybrzuszało się. Po jakichś 10-12 minutach zdejmujemy ostrożnie obciążenie i dopiekamy jeszcze jakieś 8-10 minut. Druga szkoła jest taka, że co 3-4 minuty sprawdzamy ciasto, a jeśli się podnosi, wyjmujemy na chwilę z piekarnika i delikatnie nakłuwamy w miejscach już istniejących dziurek, żeby dać ujście gorącemu powietrzu spod spodu. Gdy ciasto jest upieczone, wyjmujemy je i bierzemy się za nadzienie.

masa czekoladowa

Składniki na nadzienie tarty:

  • puszka kajmaku 400 g
  • 250 ml śmietany 30% UHT
  • 250 g gorzkiej czekolady
  • 2 jajka

Na upieczony spód ostrożnie wykładamy kajmak z puszki i delikatnie wyrównujemy. Przygotowujemy krem czekoladowy – doprowadzamy do wrzenia śmietanę, zdejmujemy z ognia i wrzucamy połamaną czekoladę. Mieszamy na gładką masę. Lekko miksujemy w misce jajka i wlewamy do nich krem, ciągle mieszając. Wylewamy na tartę. Nagrzewamy piekarnik do 120 stopni i pieczemy około 20-30 minut, aż tarta przestanie się trząść i zaczną pojawiać się delikatne pęknięcia. Zostawiamy do ostygnięcia. Można podawać z bitą śmietaną.

2 komentarze

  1. Marzynia
    8 maja 2017

    Hie, hie, ja to znam dokładnie z autopsji. Co prawda do przymierzalni nikt mi jeszcze nie wlazł, ale komentarze co do mojego sposobu ubierania się mam na bieżąco. Szczególnie serdeczne są koleżanki w pracy, które z troską pochylają się nad moimi trampkami i 20-letnią tzw. „sukineczką” czyli tuniką w pepitkę (nawet ojciec powiedział, że mi wytnie dziurę na plecach cichcem). Mam to totalnie gdzieś, bo mnie ma być wygodnie i JA mam się czuć dobrze nawet wtedy, gdy inni cierpią, gdy na mnie patrzą :’D
    A tarta musi sprawić kupę radochy miłośnikom czekolady. Jeszcze coś tam pamiętam sprzed lat, że czekolada jest pyszna…

    Odpowiedz
    • Magda
      31 sierpnia 2017

      He he he, Marzynia zawsze po swojemu. I dobrze. Podziwiam i pozdrawiam serdecznie.

Pozostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.
Wypełnienie wszystkich pól jest wymagane.



Komentarz