Nauka z podręcznika. Jadłospis demoluda

| środa, 29 lutego 2012

Książki kucharskie

Ostatnio przebąknęłam coś o planie, który mam w związku z otrzymaniem w spadku dużej ilości różnych książek z przepisami. Zbiór ten korzeniami sięga głębokiej komuny, dlatego dziś stanowi prawdziwy gabinet osobliwości, zwłaszcza dla osób, które nie ukończyły dwudziestego piątego roku życia. Przeglądając ostatnio kilka z nich, niemal dostałam ataku śmiechu – a to z powodu nazwy, a to ingrediencji. W poczekalni jest jeszcze podobno około trzydziestu takich rodzynów.

Postanowiłam, że nie pójdą w zapomnienie. Dam im nowe życie, a właściwie razem im damy. Mój pomysł jest taki: dwa, trzy razy w miesiącu będę realizowała przepis z wybranej książki, ale wybór pozostawię Wam. Przedstawię Wam kilka nazw, bez podawania składników, a Wy, w czymś na kształt sondy, wybierzecie swojego faworyta. Będę robiła wszystko dokładnie, bez żadnych unowocześnień. Potem zdam Wam szczegółową relację z walorów smakowych. Jest to przedsięwzięcie ryzykowne, bo przeglądnąwszy niektóre z nich tylko po łebkach widzę że nie będą raczej powalać smakiem i aromatem. Ale… może właśnie nas zaskoczą, może okażą się strzałem w dziesiątkę (lub w kolano) i odkryjemy nową narodową potrawę? Przeganiając schabowego, gdzie pieprz rośnie, czyli na obszary o klimacie równikowym i zwrotnikowym. Nie tracę nadziei i już czuję małe szczęścia i ich smak na myśl o przedstawieniu Wam niektórych nazw tych cudów-kulinariów.

Na dzień dobry zdjęcie książek. Od razu zaznaczam, że na pierwszy ogień idzie Henryk Dębski – „Bukiet z warzyw”. Zaplanowałam akcję na przyszły tydzień, bo co do tego weekendu mam już cieszyńskie plany. Wypatrujcie znaków na fejsbuku, nie będziecie zawiedzeni!

Pozostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.
Wypełnienie wszystkich pól jest wymagane.



Komentarz